MORAWSKIE TRADYCJE

 

            Ludność morawska zamieszkuje południowe krańce powiatu raciborskiego, glównie Krzanowice i Borucin. Ślązacy od razu rozpoznają ich odrębność, bo mówią inną trudną do zrozumienia gwarą. To dialekt laski, pełen czeszczyzny, wciąż żywy nie tylko wśród starszych mieszkańców, ale i młodego pokolenia. Nie mówi się tu droga tylko cesta, nie czereśnie, a hamlary. Latają tu wrany, a nie wrony. Modlitwy nad zmarlym rzykaczki nadal odmawiają po morawsku. Na zakończenie nabożeństw różańcowych śpiewa się morawskie pieśni.

            Co ciekawe, obszary te formalnie do początku lat 70. XX wieku podlegały diecezji ołomunieckiej,choć posługę sprawowali tu księża Administracji Apostolskiej Śląska Opolskiego. Zauważalna była odrębość obrzędowa wiernych, nie znających jeszcze do niedawna, np. w Borucinie, duszpasterskich wizyt księży (kolędy) czy korzystający z redagowanych po morawsku kancjonałów.

            Inny jest też strój ludowy. Morawski ma krótsze od raciborskiego spódnice i fartuszki. Widać różnice we wianuszkach. Ubrane na ludowo Morawianki najczęściej można spotkac na dożynkach. Morawianie to wyjątkowo spokojnie ludzie, pielęgnujący własne tradycje, przywiązani do zycia rodzinnego i swoich stron.

 

 

Żródło: „Gmina Krzanowice wczoraj i dziś”

 


 Pogrzebanie Basa

 

Nie ma tańców, nie ma wódki. Ale ten karnawał krótki – śpiewano na Pogrzebaniu Basa, czyli imprezie ostatkowej w Krzanowicach. W środę rozpoczyna się post. W Krzanowicach wyjątkowo barwnie żegna się karnawał.

W Krzanowicach odbywa się tradycyjne pogrzebanie basa, w którym zwykle bierze udział blisko sto par. Nad leżącym w futerale kontrabasem zbierają się przebierańcy: Ksiądz, Lekarz, Wdowa i Płaczki. Gdy wybije północ, futerał zamyka się z trzaskiem i przykrywa kirem. Nim pokropi się go wódką i zbierze puste butelki, wygłasza się pożegnalne przemówienia:

„O boroki, o biedaki!
Skąd się wziął wasz smutek taki?
Pijus Basok już nie żyje!
Cichy grób go wnet zakryje.
Widzę – szklą się wasze oczy.
Lecz to nie łza w nich się toczy!
Nie pomogą nic wykręty,
W oczach waszych znać procenty!
Basok, gdy był jeszcze zdrowy,
To kusiciel zawodowy!
A był przy tym bardzo sprytny,
Bo wygrywał skoczne rytmy!
Tańcowały wszystkie frele,
Raz jak krowa, raz jak cielę.
Chłopcy też na wzór barana,
Tańcowali aż do rana.
Tańcowali też mężowie,
Myśląc – żona się nie dowie.
Spoko – nie wie o tym żona …

Ale samotnie czekające żony…
Kracząc jak te czarne wrony,
Aby mężów przywitać czule,
Szykowały … nudelkule.
Po zabawie, jak to wiecie,
Haja w całym jest powiecie.
Leją się chłopaki szczerze,
O swe dziołchy jak rycerze!
Kto do bitwy miał ochoty,
Pokutuje za niecnoty.
Doktor kupę miał roboty,
By połatać zbite gnoty.
Miał robotę internista,
By sprostować nogi z twista.
Wsadził nowy ząb dentysta,
Sztuczne oko okulista.
Skończył się szalony taniec,
Umarł pijus bas – powstaniec.

Nie ma tańców, nie ma wódki,
Jakiż ten karnawał krótki!
Ale kiedyś bas powstanie!
Wierzcie mi – panowie, panie.
Bo to wcale nie jest kawał,
Za rok będzie znów karnawał!
Dlatego też możemy wszyscy chórem odpowiedzieć, że:
Leży przed nami bas ubogi, Co rozciągnął struny,
A wyciągnął nogi!

IMG_0244

IMG_4696

IMG_4683

 


 

PROCESJA KU CZCI ŚW. MIKOŁAJA

 

            Co roku, 6 grudnia rankiem w dzień wspomnienia św. Mikołaja, chłopi z Krzanowic oraz okolic dosiadają koni i pradawnym zwyczajem stawiają się przed kościołem farnym św. Wacława. Stąd w procesji jadą do filialnego kosciółka pw. św.Mikołaja na skraju Krzanowic, przy drodze do raciborza. Świątynia nazywana jest przez miejscowych Mikołaszkiem. Na przedzie procesji jedzie proboszcz w bryczce, zwaną tu kolasą. Po dotarciu jeźdźxy trzykrotnie okrążają Mikołaszka, śpiewając pieśń „Święty Mikołaju, patronie nasz…”. Na koniec uczestniczą w mszy swiętej.

            Jak chce tradycja,wzmiankowany po raz pierwszy ww 1613 roku kościół św. Mikołaja zbudowano jako grewniany w podzięce za koniec wojny ze Szwedami. Obecna późnobarokowa świątynia z 1744 roku została wzniesiona jako wotum dziękczynne za uratowanie Krzanowic przed najazdem Węgrów. Wewnątrz znajduje się neogotycki ołtarz patrona z późnobarokowymi figurami dwóch biskupów.

 IMG_9438

 

 

IMG_9097

IMG_9503

 


 

 

TRAGACZKI I KLEKOTKI

 

            Jako,że w Wielki Czwartek milkną kościelne dzwony, więc chłopcy mają kołatki albo tragaczyki, z którymi obchodzą wieść od domy do domu za co dostają podarki. W Borucinie uczestniczą też w bitwie na… jajka. Grupy chłopców z kołatkami można spotkać w kilku wsiach powiatu raciborskiego, m.in. w Bolesławiu i Owsiszczach, a takżew Sudole, dzielnicy Raciborza […]

            Najbogatszą oprawę ma zwyczaj kłapania w Borucinie, w gminie Krzanowice. Borucin to wieś zamieszkała przez ludność morawską, należącą dawniej do diecezji ołomunieckiej. Tu, zgodnie z tradycją, kłapaczami mogą być chłopcy w wieku od 12 do 15 lat z części wsi zwanych Dziedziną, Zindlungiem i Chabowcem. Każda może delegować po sześciu swoich przedstawicieli, a najstarszy w każdej grupie dowodzi. Dawnniej kłapacz, poza ciepłym odzieniem, musiał mieć też kłobuk, czyli kapelusz męski z zatkniętym pawim lub bażancim piórem. Dziś już zwyczaju tego zaniechano, natomiast niezbędnym wyposażeniem kłapacza nadal pozostaje tragaczyk- taczka zabawka, która toczona po ziemi wydaje hałaśliwe dźwięki. Chłopcy nieraz mają tragaczyki od swoich ojców, a nawet dziadków.

            Spotykają się pierwszy raz po mszy w Wielki Czawrtek, potem cztery razy w Wielki Piątek i trzy razy w Wielką Sobotę, zawsze na krzyżówce łączącej wspomniane dzielnice. Stąd też wyruszają na ich objazd- każdy do swojej. Wchodzą na każdą ulicę, przy czym, co ciekawe, nie wolno im prowadzić tragaczyka tam i z powrotem. Jeśli wkroczą w ślepą uliczkę muszą go unieść i przenieść aż do następnej ulicy.

            W wielki Czwartek po maszy oraz w Wielki Piątek po nabożeństwie dochodzi do bitew na jajka, dawniej- uwaga- tylko tzw. zapyrtami, czyli śmierdzącymi. Bywa, że mają też jajka specjalne- wydmuszki napełnione farbą, atramentem a nawet gnojowicą. Wygrywa dzielnica, która najdłużej utrzyma się na polu bitwy (zwykle nastepuje zmowa dwóch dzielnic przeciw trzeciej). Uważać muszą przechodnie.Kłapacze mają prawo rzucićjajkiem w każdego, kto się im nawinie jako cel. Na nic zdają się żale. Wieś uznaje bowiem, że trafiony sam sobie jest winien,skoro tam poszedł.

            Do lat 90. naszego stulecia klapacze nie wracali na noc do domu, ale wszyscy razem spali w stodole lub szopie jednego z gospodarzy.Zawsze ważne było, aby jedna grupa nie wiedziała o miejscu noclegoym drugiej,bo wtedy obcy mogliby włamać się, ukraść tragaczyki, wysmarować śpiących sadzami bądź pastą do butów lub do zębów.Aktualnie wzorem lat wcześniejszych chłopcy z poszczególnych grup śpią raze, by łatwiej było im zebrać się o wyznaczonych porach, ale już nie w stodolach lecz w budynkach mieszkalnych. Chociaż więc każda grupa posiada swe odrębne miejsce noclegowe,to jednak coraz rzadziej składają sobie „wizyty”. Dlatego sami smarują się nawzajem, gdy tylko któryś z chłopców pierwszy zaśnie. Ponadto mają wiele czasu na opowiadanie sobie kawałów,na grę w karty itp.- relacjonuje dr Kornelia Lach,autorka szkiców poświęconych zwyczajom i obyczajom na pograniczu Śląska i Moraw.

            Dawniej też, w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, równo o 24.00 kłapacze musieli się obmyć w rzece Młynarskiej. Obmycie się wodą dodawało siły, odwagi, zdrowia i urody. To efekt dawnych wierzeń ślaśkich. Uważano bowiem, że o północy, kiedy Jezus modlił się w Ogrójcu „płynie rzekami przez kilka minut wino zamiast wody”.- O północy lub wcześnie rano chodzą się kąpać do rzek, przede wszystkim czynią to ludzie chorzy, gdyż choroba po umyciu się znika wraz z wodą- brzmi pewna stara relacja Inna z kolei obwieszcza, iż: – W Wielki Piątek wczesnym rankiem ludzie śpieszą do rzeki, myją się, lecz nie ocierają. Wielu wchodzi do rzeki i brodzi w niej chwilkę. Jedno i drugie na pamiątk, że Pan jezus musiał w nocy z czwartku na piątek przechodzić przez Cedron.

            Ostatnie kłapanie nastepuje w Wielką Sobotę o 15.00. Kłapacze odwiedzają wówczas domy, których gospodarze przekazują im podarki- slodycze i owoce a nawet pieniądze.

 

Źródło: Śląski Spichlerz „Tradycje kulturowe ziemi raciborskiej”

borucin

borucin2

63ac32dcc2ef8266e18d1fad25c3a8ee

 


 

TROPEM FIGUR ŚW. JANA NEPOMUCENA

 

            Stałym elementem pejzażu Ziemi Wodzisławskiej, pod pojęciem której rozumie się umownie obszar wchodzący w skład obecnego powiatu wodzisławskiego, są kapliczki, krzyże i figury świętych, stawiane głównie przy drogach, stąd nazywane bywają trafnie „przydrożnymi pomnikami przeszłości”. Nie tylko jednak minionych okresów są to pomniki, ale i również szeroko pojętej kultury, w tym zwłaszcza sakralnej. Obiekty te bowiem stanowią przede wszystkim świadectwo i dziecictwo wiary mieszkańców tej Ziemi, którzy stawiali je na chwałę Bożą i ku czci świętych patronów. Wśród tego zaś rodzaju „przydrożnych pomników przeszłości” najwięcej związanych jest z kultem św. Jana Nepomucena.

            Wyobrażenia postaci tego świętego należą do najczęściej spotykanych na Ziemi Wodzisławskiej. Są to w przeważającej większości figury znajdujące się w przydrożnych kapliczkach, noszących też zazwyczaj jego imię i kościołach, a także figury wolno stojące. Spotkać również można obrazy i malowidło z jego podobizną. W sumie odnotowanych zostało na terenie powiatu wodzislawskiego 40 obiektów zabytkowych poświęconych św.janowi Nepomucenowi, w tym 28 figur drewnianych, 1 płaskorzeźba, 6 figur kamiennych wolno stojacych, 4 obrazy 1 plafon.

            Pochodzenie tych zabytkó, podobnie jak i ich wartość historyczna czy artystyczna, jest różne, ale wszystkie zasługują na szczególny szacunek i opiekę. Poza nielicznymi wyjątkami, gdzie twórca obiektu jest znany lub data powstania wiadoma,zdecydowana większość nie ma ustalonego autorstwa ani datowania. Tym mocniej więc należy podkreślić, że wśród autorów na pewno jednej figury z terenu powiatu wodzisławskiego jest wybitny rzeźbiarz górnośląski doby baroku- Johann Melchior Österreich, a nie wykluczone, że druga pochodzi również z jego warsztatu.

            Niepokoi natomiast fakt zaginięcia w ostatnich latach kilku figur św. Jana Nepomucena lub poświeconych mu innych zabytków. Związane jest to najczęściej z rozbiórką kapliczki bądź kościoła, w którym były przechowywane, czy przeniesienia świątyni, ale bywają też przypadki ubytku w wyposażeniu kapliczki podczas jej remontu.

 figura-sw-jana-nepomucena-fragment,pic2,1121,35,19300,show2

 


 

 

RACIBORSKIE RAJTOWANIE

 

            Tradycja organizowania procesji konnych ma kilkusetletnią historię. Ks. Franciszek Pawlar (1900-1994), wytrawny regionalista i historyk, entuzjasta, były proboszcz krzanowicki rodem z Bieńkowic i kapelan Ballestremów w Pławniowicach, prowadził rozległe studia nad genezą bieńkowickiej procesji. – Różni autorowie w zależności od tego, który element tradycji uważają za istotny, taką dają genezę- napisał w jednym ze swoich szkiców. Pierwszej wzmiankowanej źródło procesji dopatrywał się już w 1313 roku, kiedy to – na mocy poświadczonego przez księcia Leszka raciborskiego dokumentu- doszło do transakcji sprzedaży części Bieńkowic przez Żegotę, syna Jana z Bieńkowic, niejakiemu Swoyshonowi. Potwierdzona powagą dyplomu umowa rodziła skutek prawny, ale do pełni realizacji kontraktu potrzebny był jeszcze symboliczny konny objazd dóbr. Dopiero po nim na nabywcę przechodziły wszystkie prawa, jakie po ojcu odziedziczył Żegota[…]

            Współcześnie procesje konne w Raciborskiem nazywane są też z niemieckiego Osterreiten, co oznacza jazdę konną wielkanocną […] Istotą obrzędu jest poszukiwanie zmartwychwstałego Chrystusa, a niemałe znaczenie ma również moment ich odbywania[…].

            Współcześni pobożni jeźdźcy przygotowują się do procesji już kilka dni naprzód. Koń musi dobrze wyglądać, czyli być należycie oporządzony, mieć ozdobną uździenicę i siodlo. Dosiadający zakłada białe bryczesy, wysokie czarne „oficerki”, białą koszulę i czarną skórzaną kurtkę. Na czele procesji znajduje się zawsze jeździec z krzyżem, najbardziej „tego godny gospodarz”,wokół którego skupia się starszyzna. Dwóch równie „pobożnych i doświadczonych życiowo” wiezie figurę Chrystusa (w Sudole wieziona jest w bryczce) i świecę paschalną. Obok krzyża jedzie też „śpiewok” intonujący nabożne pieśni i litanijne wezwania no i rzecz jasna, księża odziani w nieszporniki. Do bryczek sadzani są zaś zacni goście- biskup, okoliczni proboszczowie, prezydent Raciborza, starosta oraz wójtowie.           

            Kiedyś młodzieńcy wieźli proporce. Przytaczany ks. Pawlar tak opisywał bieńkowicki objazd: – Pod kościołem, wedle z góry obowiązującego zwyczaju, następuje ustawienie się parami według odpowiedniego porządku. Na pierwszym miejscu otwierają procesję pełni sił młodzieńcy w dobrane pary koni tak pod względem maści, szybkości, wzrostu a nawet charakteru koni. Jeźdźcy tych 4-8 par odbijają się od reszty uczestników swym lśniącym i pięknym wystrojem. [Jadą] na gniadych koniach w czarno białym stroju z biało żółta szarfą. Ich konie też nie tylko, żesą raźniejsze i żywsze, ale mają na sobie lśniący i połyskujący wystrój uprzęży jeździeckiej. Otrzymują chorągwie koscielne[…]

            Kawalkada jeźdźców w religijnej powadze rusza na objazd pól, śpiewają po drodze litanię do Wszystkich Świetych, zatrzymując się przy krzyżach, gdzie odmawiane są modlitwy. Obrzęd kończą efektownewyscigi konne oraz nabożeństwo, podczas którego jeźdźcy otrzymują błogoslawieństwo. A co potem? W otoczeniu gosci i krewnych, jak wokół uswięconych, podążają na piechotę do domów, by się szybko przebrać i resztę miłego dnia, w którym objawili wszystkim, że Chrystus wiszący na krzyzu zmartwychwstał, spędzić razem z narzeczoną, a starszyzna z żonami na zabawie w gospodzie- pisał ks.Pawlar.

 

Źródło: Śląski spichlerz „Tradycje kulturowe ziemi raciborskiej”.

 

1398095876img_2468-

1398095881img_2469-

 

1398095993img_2644-


 

Z MISIEM TRZEBA ZATAŃCZYĆ

 

            W Sławikowie przebierańcy zaczynają obchód już o 7.00 rano. Odwiedzają wszystkie domy w tej wsi oraz w sąsiednich Lasakach i Ligocie Książęcej. W Samborowicach zbierają się popołudniu. Kogo napotkają na drodze, temu malują twarz smołą a dziewczyny kładką w troki. Wszystko to wieńczy radosny czas karnawału[…]

            W ostatnią sobotę karnawału „tańczący niedźwiedź” przemierza również wieś Samborowice w gminie PietrowiceWielkie. Tak oto opisuje ten zwyczaj Adrian Niewiera, sołtys wsi i organizator obrzędu: – Od niepamiętnych czasów ostatnie dni karnawalu zwane „ostatkami” obchodzono w Samborowicach w sposób szczególny. Na wyjątkową uwagę zasługuje bardzo rzadki zwyczaj obchodzenia miejscowości z symbolicznym „tańczącym niedźwiedziem” tzw. TANZBÄR. W tym dniu w całej wsi panuje szczgólna atmosfera. Dorośli oczekują zapustników przed swoimi domami, dzieci gromadką biegną za korowodem przebierańców, te najmłodsze nierzadko płaczą, bojąc się niedźwiedzi. Całości towarzyszą kolorowi przebierańcy z orkiestrą. Trudno dziś dokładnie określić, dlaczego właśnie niedźwiedzie-bery grają główną rolę w przedstawieniu. Prawdopodobnie to nawiązanie do wesołych pokazów wędrownych cyrkowców z żywym zwierzęciem, lub przywołanie grubego basowego głosu tej postaci do instrumentu kontrabasu . Ten ostatni był nieodzowny w każdej wiejskiej kapeli. Nasz TANZBÄR ginie pod koniec parady (osoba przebrana za rzeźnika symbolicznie upuszcza mu krew), by podkreślić symbolikę końca karnawału i zabaw a początek postu. Pozostaje jednak żywy mały niedźwiedź jako nadzieja na nowe czasy. W postacie misiów wcielają się młodzieńcy przybrani w futro z specjalnie przygotowanej kręconej slomy owsianej (calość waży około 40kg). W orszaku występują również postacie zwane „małpicami”, które razem z kominiarzem smarują twarze gapiów sadzą, co symbolizuje nadchodzący Popielec. Słomę z misia kiedyś gospodynie wkładały do gęsi, by młode dobrze się lęgły lub między kapustę, co chroniło przed zającami.

6c707773639f145fgen

_dsc0276_600

1393683949budowlanka106-


Tradycyjny  strój morawski.

 

„Panna ubierała się w tradycyjny czarny strój śląski – uszyty specjalnie na tę okazję z jedwabiu lub aksamitu. Spódnica, zwana mazelonką, była plisowana; na nią z przodu zakładano biały lub zielony, kwiecisty fartuch z atłasu. Górna część stroju, zwana kocybajką lub jupką, była z tego samego materiału co spódnica. W komplecie stanowiło to tzw. ancug. Do tego stroju pani młoda zakładała zawsze czarne pończochy i czarne niskie buty. Na głowę zakładano jej szeroki z przodu, a nieco niższy z tyłu mirtowy wianek, zwany na badanym obszarze wińcym z kokotkiem”.

Pragnę dodać, że strój ten był później wykorzystywany przez całe życie na szczególnie ważne uroczystości, czy to rodzinne, czy inne święta, i po śmierci w tym stroju osobę kładziono do trumny. Strój raciborski z borucińskim czy krzanowickim, różnił się tym, że raciborski był bardziej kwiecisty, a na głowach noszono kwietne wianki, w Borucinie i Krzanowicach nie noszono kwietnych wianków, tylko wianek z merty do ślubu. Z reguły ancug do ślubu był koloru czarnego, ale zdarzały się też ancugi w innych kolorach: zielony, niebieski czy brązowy.

Kobiety nosiły chusty na głowie i ramionach, w okresie letnim cienkie, tzw. szpigel, oraz gruba chusta, hyta w okresie zimowym. Im więcej chusta miała frędzelków i wiązań, tym była bogatsza i paradniejsza.

Buty noszono rożnego rodzaju, od czarnych niskich butów, zapinanych na jeden pasek, po buty do kostek i powyżej kostek (kozaczki), które były wiązane sznurówkami.

Spódnice plisowane noszono tylko odświętnie, na co dzień ubierano się w zwykłe proste spódnice. Przechowywano jest w specjalnych skrzyniach, nazywanych truchłami, specjalnie związane, żeby zachować elegancki plis na spódnicy. Fartuchy ( fortuchy) przed wojną były tkane, natomiast po wojnie spotykano też malowane.

Mężczyźni zwykle ubierali się w czarny garnitur, ale bardziej eleganccy panowie zakładali tzw. gerok, wydłużona marynarka aż do kolan, oraz schwalbenschwarz, frak, który z tyłu miał dwa wydłużone pasy, aż do kolan.

765432